Dobry research na szybko? Da się zrobić!

Dobry research na szybko? Da się zrobić!

Czasem (często) sytuacja wymaga od autora tekstu wyjścia poza podwórko posiadanej wiedzy. Autor zmuszony jest wówczas wykonać research. Tymczasem przy wyszukiwaniu informacji czeka kilka pułapek, z jedną najpoważniejszą na czele.

A jest nią…

Perfekcjonizm

Czyha on zresztą na ludzi z branży kreatywnej na każdym etapie wykonywania zlecenia. To garść piachu sypnięta w sprawnie działające koło. Bo tworzenie contentu to nie zadanie zero-jedynkowe i jeśli ktoś się uprze, może ulepszać swój tekst w nieskończoność i nigdy nie być do końca zadowolonym.

Jak się ma do napisania tygodniowo liczbę wpisów nieprzekraczającą ilości palców u jednej ręki, perfekcjonizm nie jest nawet taką znów wielką wadą. Ale gdy jest ich kilka dziennie…

zaczynają się schody

A najgorzej, jak zaczną się już w przedbiegach, czyli na etapie researchu. Wyznaję zasadę, że pierwszą wersję tekstu należy napisać z gorącą głową, z marszu, z użyciem wyszukanych metafor, porównań, dygresji…

Potem nadchodzi faza korekty i głowa ma być już chłodna. Metafory, porównania, dygresje, a także te najpaskudniejsze z chwastów – powtórzenia – idą do kosza. Jeśli pisanie tekstu zajmuje Ci godzinę, moja rada brzmi: na edycję poświęć dwie.

A na research?

Nie można go zlekceważyć. Zwłaszcza, jeśli temat jest dla Ciebie z grubsza obcy.

Oczywiście, jeśli nie znasz się na jakichś zagadnieniach, nie pisz o nich. Proste. Czasem jednak, z tego czy innego powodu, pisać o nieznanych sobie rzeczach trzeba. Wtedy research powinien zająć lwią część całości pracy.

W każdym pozostałym przypadku, lepiej nie przesadzać z ilością źródeł. Po pierwsze, zajmie Ci to za dużo czasu. Po drugie, zgromadzisz masę informacji i albo to okroisz (znów leci czas…), albo napiszesz ekspercką kobyłę, podczas gdy czytelnik tak naprawdę oczekuje lekkiego, łatwego tekstu do przeczytania przy kawie. 

No, chyba że chce tekstu eksperckiego. Ze zleceniami na pisanie już tak bywa, że nie ma dwóch takich samych przypadków.

Pułapka numer dwa...

…wiąże się z nadmiarem informacji. Wkrada się wówczas chaos, nad którym tylko najbardziej rozgarnięte osoby mogą zapanować.

Ja do tych osób nie należę, dlatego przy znacznej większości tekstów trzymam się opracowanego przez siebie, sprawdzonego schematu.

Czy to zadziała dla Ciebie?

Nie wiem.

Dla mnie działa.

No, ale jak z każdymi schematami postępowania bywa, dobrze je mieć, lecz nie warto trzymać się ich kurczowo w każdej okazji. Wręcz przeciwnie, każde zlecenie wymaga innego podejścia.

Szkielet działań w przypadku researchu w moim przypadku różni się w zależności od charakteru tekstu. Zatem, po kolei.

Research do tekstu odpowiadającego na jakiś problem, zagadnienie, opisującego lub recenzującego cokolwiek

Pierwszy krok jest prosty. Wpisz interesujący Cię temat w wyszukiwarkę. A potem przeczytaj trzy legitne teksty

Które są legitne, a które nie? Daj spokój, jesteś człowiekiem operującym słowem, na pewno potrafisz odróżnić na pierwszy rzut oka i po lekturze maks dwóch pierwszych akapitów, czy tekst do czegoś Ci się przyda, czy też jest to zwykły precel napisany tylko dla algorytmów wyszukiwarek.

Dlaczego trzy? Bo to odpowiednia liczba. Ani za duża (oszczędność czasu), ani za mała (wystarczająca ilość informacji). Totalnie do opanowania.

Krok drugi. Blogi są fajne, ale pora dodać trochę różnorodności do naszych źródeł. Udaj się zatem na Pinteresta. Po wpisaniu tematu poszukiwań w wyszukiwarkę serwisu znajdź dwie grafiki, które w jakiś sposób korespondują z przeczytanymi w kroku poprzednim tekstami. Jak nie ma (a nie zawsze są), to trudno. Lecimy dalej.

Po tekstach i (info)grafikach czas na wideo. Wpisz temat w wyszukiwarkę YouTube i obejrzyj wideo, którego długość nie przekracza 10 minut (marnacja czasu to grzech śmiertelny).

Oczywiście, ważna jest różnorodność źródeł. Nie ma większego sensu oglądanie wideo pochodzącego z tego samego serwisu, co tekst.

Na koniec w pliku tekstowym zrób notatkę zawierającą około pięć ogólnych myślników. Każdy z nich powinien mieć dwa-trzy sub-myślniki z konkretnymi danymi. To będzie szkielet Twojego tekstu.

A potem? Pisz. 

Pamiętaj o odwróconej piramidzie: poczęstuj czytelnika konkretami na wstępie, daj mu znać, że znasz rozwiązanie jego problemu, a potem rozwijaj myśli aż do grand finale.

Wszystko to wystarczy, by przeprowadzić podstawowy research, pozwalający na napisanie wyczerpującego tekstu skierowanego do laika. Jeśli jednak piszesz dla eksperta, przeznacz na edukację nieco (znacznie?) więcej czasu.

Research do tekstu-listy

Wymienianki to wciąż jedne z najbardziej klikalnych tekstów w sieci. No bo kto przejdzie obojętnie obok “5 pomysłów na x” albo “10 powodów, dla których nikt nie lubi y”?

Rządzą się jednak trochę innymi prawami, a to wymaga odmiennego podejścia przy researchu.

Punkt pierwszy pokrywa się z poprzednim: każdy research zaczyna się od wpisania odpowiedniej frazy w wyszukiwarkę. Chyba że jesteś na tyle staroświecki albo piszesz tak skomplikowane i trudne teksty, że chodzisz do biblioteki.

Otwórz kilka tekstów i przeglądaj je, wynotowując pozycje, jakie chcesz uwzględnić na liście, która będzie stanowiła kręgosłup Twojego tekstu.

Teraz zaczyna się właściwa zabawa. Potraktuj każdy punkt na liście jako krótki, osobny tekst. Czyli użyj Google (albo, jeśli jesteś copywriterem-hipsterem, Binga lub inną, alternatywną wyszukiwarkę) i przeczytaj po jednym tekście na temat każdego podpunktu.

Jeśli do napisania masz top 5, ujdzie. W przypadku list składających się z dziesięciu lub więcej pozycji, czeka Cię trochę roboty.

Pod każdą z pozycji na liście wypisz 1-3 myślniki, mające stanowić esencję tego, o czym później będziesz pisać.

I tyle. Potem zostaje już tylko samo pisanie.

No i korekta. Nigdy nie zapominajmy o korekcie, ponieważ pisać potrafi w zasadzie każdy, ale sprawnie edytować – nieliczni.

Research do wywiadu

Na koniec zostawiłem sobie wywiad. Jest to forma typowo dziennikarska i w klasycznym copywritingu zastosowanie ma niezmiernie rzadko.

Ale już w przypadku bloggerów, zdecydowanie opłaca się często na nią stawiać. Z osobistego doświadczenia wiem, że nic nie klika się lepiej i nie roznosi w socialu równie skutecznie, jak właśnie wywiady.

Oto, jak się do nich odpowiednio przygotować:

  • wpisz w wyszukiwarkę nazwisko osoby, do której chcesz się odezwać w sprawie wywiadu;
  • przeczytaj trzy merytoryczne teksty na jego/jej temat, a najlepiej na temat tego, czym się zajmuje;
  • przeprowadź analogiczne wyszukiwanie w serwisie YouTube, choć tu wystarczy obejrzeć maksymalnie dwa filmy;
  • zrób notatkę zawierającą 5-7 pytań, jakie chcesz zadać;
  • odezwij się do osoby z gotowymi pytaniami.
Co do samych pytań...

Pamiętaj, że wywiad to delikatna sprawa. Nie pytaj o rzeczy, które łatwo znaleźć w sieci. Pytaj o opinie, wrażenia, emocje.

Słabe pytanie będzie wyglądało tak: Kto jest Twoją największą inspiracją?

Dobre: Często podkreślałeś, że w swoich pracach wzorujesz się na dziełach xyz. Jak duży wpływ mają na ciebie teraz, kiedy jesteś już ukształtowanym artystą?

Zadający pierwsze pytanie ewidentnie nie odrobił lekcji. Jego rozmowa przypomina wypełnianie zeszytu ze złotymi myślami, a nie prawdziwą konwersację.

Drugie pytanie jest dobre, ponieważ pokazuje przepytywanemu, że coś tam o nim wiesz, że interesujesz się jego pracą. Zwłaszcza kiedy przeprowadzasz wywiad z kimś kreatywnym, twórcą, artystą, dobrze jest zadawać pytania według tego klucza. Kreatywni mają wrażliwe ego i lubią, kiedy się je łechce.

Jako człowiek piszący pewnie coś o tym wiesz, hm?

...a kiedy robisz opisówkę, wystarczy wziąć produkt w ręce i wykorzystać już posiadaną wiedzę plus dodać info z katalogów producenta. Na zdjęciu z entuzjazmem i energią pędzę opisywać nowe modele butów Kappa. Foto: Viktoria Zlotia.

To research or not to research?

To research, obviously. Ale raz jeszcze podkreślę: to, co naskrobałem wyżej, to nie jest stały proces, jaki odbębniam w KAŻDYM przypadku. Są tematy, przy których trzeba się nieco bardziej napocić przed rozpoczęciem pisania. Są też takie, do których można podejść z marszu.

Po prostu dobrze jest mieć procedury postępowania, żeby kierować się nimi w codziennej pracy. Jestem fanem takiego podejścia, ponieważ dostrzegam różnicę między pominięciem czegoś nieświadomie przy realizacji zlecenia, przez gapiostwo, a świadomym, nieszablonowym potraktowaniem tegoż samego wyzwania. Oto główny argument przemawiający za stosowaniem check-list.

Szach-mat, nieuporządkowani copywriterzy.

Chyba że masz lepszy sposób na research, wtedy chętnie go wysłucham. W końcu do stanu, kiedy pozjadam wreszcie wszystkie rozumy, trochę mi jeszcze zostało.

Zdjęcie w nagłówku ma swojego autora, a jest nim João Silas. Znalazłem je w serwisie Unsplash.

36 komentarz(y)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *